poniedziałek, 16 maja 2016

Życiowe porządki i lista spraw ważnych i nieważnych.

Witajcie , Kochani, znów mnie nie było.... ależ jestem zła na siebie! Taka złość mnie wzięła, że sama sobą mam ochotę potrząsnąć. A wszystko zbiera się i zbiera, aż czas chyba najwyższy nadszedł na wiosenno-życiowe porządki. Bo tak dalej to się chyba już nie da. Kiedy ktoś narzeka, że mu nie starcza pieniędzy na życie, zawsze mówię: masz dwa wyjścia - albo więcej pracować, albo ciąć koszty. A co, kiedy brak czasu, aby żyć ??? Bo ja tak właśnie ostatnio mam... budzę się rano i jestem spóźniona i zasypiam z myślą, że jestem spóźniona... to chyba też trzeba ciąć. Więc lista zrobiona: z czego nie da się zrezygnować, z czego trochę żal, a co zostawić bez żalu? No i niestety (?) na pierwszy ogień idzie kuchnia. Bo nigdy nie lubiłam gotować (a jeść to i owszem) i ten obowiązek stał się już dawno przykrym obowiązkiem zrzucanym na męża. A on też za dużo pracy.... Więc nie będę dłużej udawać, czas na obiady przywożone. Znaleziona stołówka całkiem dobrze się sprawdza, może za jakiś czas wrócę do gotowania, teraz prawdziwa ulga. A skoro nie gotuję... to pora odpuścić ogródek... trochę przykro, bo lubię grzebać w ziemi...ale rozum mi mówi, że zamiast pielenia może lepiej usiąść spokojnie z książką ??? No i szklarenka trzecia odpada.... nie będzie w tym roku kolorowych pomidorów i słoików z ogórkami..... tu mi smutno najbardziej :(  ale co mi po szklarence, kiedy nie mam czasu do niej zaglądać? Natychmiastowe pocieszenie: nie będzie szklarenki, będzie można spokojnie gdzieś wyjechać... od trzech lat nie miałam urlopu...
Plany urlopowe poprawiają mi humor i już mogę się pogodzić z utratą pachnących własnych pomidorów. To jakieś początki zrobione, mam nadzieję, że będzie lżej.... i łatwiej przez lato ogarnąć te zaległości z garaży i komórek... Więc do dzieła :)

Szlifierka chodzi od rana do wieczora (biedny małżonek nawdycha się pyłów), ale efekty są :







A wcześniej było tak :



W trakcie prac:

Górka od starego kuchennego kredensu, zamieniona w wiszącą szafkę całkiem nieźle się prezentuje, jak myślicie?


Nowy - stary stoliczek :








Przed zmianą:


Potem tak:


I na końcu:

I na koniec taboret - stoliczek, bidula w agonii:


Uratowany :)




Cieszy oko :)
Ale maszyny nie porzucam, staram się czas poświęcać równo, chociaż ciągnie mnie do pracy na dworze i czasem aż inwencji twórczej brak. Do południa raczej szycie, oprócz normalnych zamówień, trochę nowości też się pojawia. Na girlandy naszło mnie ostatnio bardzo:










 I drobnicy też się trochę pojawiło, uwielbiam takie drobiazgi :)










Na dziś koniec, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam... Zawsze mam problem, tyle jest rzeczy, które chcę Wam pokazać, a zbyt rzadko zaglądam... Mam nadzieję, że odpuszczenie sobie części obowiązków pozwoli mi  częściej Was odwiedzać :)
Dziękuję, Kochani, że mnie odwiedzacie. Buziaki i uściski Wam przesyłam serdeczne i słoneczka życzę, bo znów go brak, niestety :) :) :)
Dorota