wtorek, 7 kwietnia 2015

Meblowe metamorfozy, ochoczo znów do pracy!

Nie wiem, jak Wy, Kochani, ale ja mogę świętować tylko dwa dni!
Już wczoraj kręciłam się, wierciłam i zaczęłam na tą bezczynność i obżarstwo narzekać. Więc dziś już od rana z wielką chęcią DO PRACY!
Przed świętami rozpoczęłam pracę nad meblami, które niespodziewanie dostałam od siostry z tradycyjnym komentarzem:
"jak chcesz, to weź, ty coś tam z nich zrobisz, a jak nie to wyrzucam".
Jak już wiecie, takie bidule, których nikt nie chce, to ja przygarniam z wielką ochotą. Im gorszy ich stan, tym większe wyzwanie i radość po metamorfozie.
Ostatnio chodziło mi po głowie zrobienie czegoś innego, niż do tej pory. U mnie zwykle biało i transfery. To może tym razem trochę zaszaleję? Kropki i groszki mnie opętały ostatnio, taboret zrobiony przed świętami podobał się bardzo, więc poszłam dalej i dziś wykończyłam taki stół:



W tym szale zapomniałam zrobić zdjęcia PRZED. Wielka szkoda, bo stół był koszmarny! Podobało mi się w nim tylko to, że był drewniany i okrągły. Poza tym koszmar. Ohydna, pstrokata politura taka z PRL. Wszystkie ją pewnie pamiętamy. Nie znosiłam tych mebli. Pracy było przy nim dużo, ale jestem bardzo zadowolona z efektów.

Mój nadworny transferowiec też spisał się na medal!
Zwłaszcza, że uparłam się na kolorowy motyw, żeby trochę ożywić i ocieplić szarość.
Dużo osób pyta, jak robimy transfery, żeby były takie wyraźne.
Uwierzcie, nie używamy żadnych drogich, specjalistycznych środków. Zwykły rozpuszczalnik nitro i duuuuużo siły.


Początki mojego transferowania też były kiepskie, jak pewnie u większości, ale zawsze mówię: nie zniechęcać się. Trzeba trochę zepsuć, żeby się nauczyć.
Według mnie jest kilka bardzo ważnych rzeczy: najpierw znaleźć dobre ksero. My wypróbowaliśmy wszystkie w mieście, jedno sprawdziło się w 100%.
Potem rozpuszczalnik. Nie ma pewności, kiedyś kupiliśmy tej samej firmy, ale różne partie i wyszło całkiem różnie. Nitro daje smród, ale nic go nie zastąpi.
A potem ćwiczenia, ćwiczenia i ćwiczenia. Ćwiczenia czynią mistrza. :)
A na koniec można cieszyć się takimi efektami:


Krzesło też dziś skończone, jeszcze mokre:


Jedno takie już pojechało w świat. Drugie też do przygarnięcia. :)




Jak już kiedyś pisałam, nie jestem fanką bardzo drogich farb, lakierów, różnych środków do stylizacji itd. Uważam, że wiele takich można przy odrobinie wyobraźni zastąpić zamiennikami. Wiem, że nie wszystkim się takie podejście podoba. Ja myślę trochę wg starego przysłowia: złej baletnicy to i rąbek przy spódnicy....Dlatego np. nie przyszło mi do głowy, żeby kupić szablony. Do namalowania grochów wykorzystałam po prostu kawałek starej winylowej tapety w grochy. Grochy wycięłam , a tak zrobiony szablon wykorzystam z pewnością jeszcze nie raz.
Szara farba kredowa też zrobiona w domu. Pięknie kryje, odcień dobrałam sobie idealnie taki, jak chciałam, dodając do białej farby czarnego pigmentu.
Przecierki oczywiście są, bez nich u mnie ani rusz. :)






A efekty pracy tak mnie dziś ucieszyły, że nie mogłam czekać i po prostu musiałam już dziś, natychmiast się nimi pochwalić. 
Sporo przede mną jeszcze przeróbek mebli, w kolejce czekają następne, więc kolejny post też pewnie o malowaniu.
Ale maszyny do szycia też nie będą stały bezczynnie. 



Kochani, chcę Wam jeszcze BARDZO podziękować za świąteczne życzenia i wszystkie serdeczności, jakie od Was otrzymuję. 
Przy tylu przemiłych i ciepłych słowach od Was, to po prostu aż chce się pracować!
Ściskam Was wszystkich serdecznie! 
I słoneczka życzę jak najwięcej! :) :) :)