piątek, 18 lipca 2014

Miejsce do bujania w obłokach



Każda z was ma pewnie swoje ukochane miejsce w domu,gdzie po całym dniu krzątaniny i dłubaniny siada sobie z filiżanką kawy [herbaty],wyciąga nogi i oddaje się słodkiemu nicnierobieniu.
Z tym nicnierobieniem jest u mnie coraz gorzej,często nawet oglądając ulubiony program w telewizji,dłubię sobie coś tam jeszcze igłą,jakieś oczka ptaszkom, albo wypycham kilometry materiałowych ruloników,z których potem powstaną kolorowe wianki [o wiankach innym razem].
Z przyczyn oczywistych, bo nie sądzę ,żebyście chciały oglądać moje zmęczone nogi , pokażę dziś moje miejsce wypoczynku w wersji ekskluzywnej-czytaj : posprzątanej:)




O mojej miłości do angielskiej porcelany i tkanin toile de jouy napiszę kiedyś osobno,bo to długa historia. Porcelanę zbieram od ładnych kilku lat i aby ją pomieścić kupiłam największy mebel w moim domu - ogromny,wysoki na 2,5 m i szeroki na 3 m  kredens.
Pokażę go przy okazji jadalni.
A tak swoją drogą to wspaniale,że istnieją targi staroci [ja mam w swoim mieście] i można zebrać fantastyczne kolekcje za równie fantastycznie małe pieniądze.







Teraz,kiedy oglądam zdjęcia widzę sama ogrom pracy,jaki wykonaliśmy urządzając mieszkanie. Wszystko jest zrobione i uszyte własnoręcznie.Nie mam w domu właściwie ani jednej rzeczy kupionej normalnie w sklepie i wstawionej bez przeróbek. Czy to nie jest jakaś ciężka nieuleczalna choroba? Nawet najpiękniejsza rzecz wydaje mi się,że będzie jeszcze piękniejsza ,kiedy ją chociaż lekko przerobię.





Jak widzicie,jestem całkowicie zakręcona na tle aniołków. Rozpanoszyły się u mnie na całego,mieszkają tu cały rok,nie przejmując się ,że do Bożego Narodzenia daleko.



Przy moim bziku nawet "telewizyjny" kocyk musi być w paniusie w krynolinach.A co tam, nie ma to jak damą być.Nawet w piżamie i bez makijażu.


A ten piękny gobelin dostałam od mojej kochanej córki,która dobrze wie,czym uszczęśliwić rodzicielkę.
Pewnie znajdzie gdzieś bardziej dostojne miejsce,bo pod lustrem ma być portal kominkowy. Biorąc pod uwagę,że na mojej liście "rzeczy do zrobienia jak najszybciej" ledwo mieści się w pierwszej setce, to anioły sobie jeszcze trochę powiszą.





I tak się rozpisałam,że kawa wystygła, a rodzina dobija się do drzwi, których nie mam [na co komu w domu drzwi? chyba że na ścianie]
i w trybie natychmiastowym ma tysiąc różnych nie cierpiących zwłoki spraw.




Mam nadzieję,że was nie zanudziłam. Melancholia mnie jakaś dopadła,a że na melancholię najlepsza jest praca na świeżym powietrzu,to dopijam kawę i idę pielić chwasty.Co prawda, to w przeciwieństwie do odnawiania mebli radość z efektów tej pracy jest raczej krótka,ale kalorii się więcej spali,co w moim wieku nie jest już takie łatwe, niestety.